Łączna liczba wyświetleń

środa, 18 września 2013

11 PRZYKAZANIE, CZYLI PODRÓŻE KSZTAŁCĄ

O tym, że podróże kształcą, przekonywać chyba nikogo nie trzeba i nic w tym stwierdzeniu nadzwyczajnego nie ma. W moim wypadku jednak czymś nietuzinkowym jest edukacja w materii istnienia więcej, niż 10 przykazań w judeo - chrześcijańskiej doktrynie. Żeby się o tym przekonać - musiałem wybrać się na Małą Fatrę. Niby tak blisko, tuż za miedzą, a jednak - jakby całkiem inny świat.

 Velky Rozsutec - Fot. Paweł Goc

Przemierzając polskie góry widać zieleń drzew, czasem błękit nieba, biel śniegu a w zakresie spotykanych ludzi, jeśli o ich ubiór chodzi - szarość, z dominującą czernią,  czasem jakieś wyblakłe czerwienie lub inne kolory, raczej z zakresów ciemnych.
Na Słowacji - jest jakoś inaczej. Ludzie - jakby bardziej przyjaźni i otwarci, outdoorowe, kolorowe spodnie w kratę ubrane przez faceta powyżej 40 nikogo nie ruszają, podobnie jak żarówiasto - seledynowa kurtka na grzbiecie 65 letniej pani, dziarsko kroczącej górskim szlakiem. Słowacy - to zresztą w dużej mierze ludzie z rejonów górskich, wiedzący, że turysta powinien, przemierzając te tereny być widoczny.Także dla służb ratunkowych.
W tym kontekście nasz Proactiva-Team wypada jednak całkiem nieźle - cieszy oko kolorowa koszulka Marcina, jasnoniebieskie galoty Dżoany, nawet pomarańczowe wstawki w naramiennych pasach plecaka u Wiecha, tu i ówdzie jakaś mocniejsza czerwień czy błękit, ale proszę o więcej - nie chowajmy się wśród tłumu i dopuśćmy do siebie tę prawdę, że każdy jest piękny i nie ma się czego wstydzić, a kolorowa, inna niż czarna, czapka w naszych warunkach oka snajpera nie przyciągnie.


Ale do rzeczy - zmierzajmy do pozaciuchowej edukacji, związanej z 11 przykazaniem. Zaczęło się od moich dobrych myśli zmierzających ku temu, by pomóc Dżoanie.
- Jeronie, Thomas,  jo chyba zostawiła w Twoim aucie bryle - skwitowała Dżoana pojawienie się pierwszych promieni słońca, rozpraszających chmury, które tego dnia dość długo nam towarzyszyły.
- Nic się nie martw, Joasiu, zaraz coś na to poradzimy - odpowiedziałem, trenując działanie pozytywnej energii i widząc Dżoanę w brylach, bez grymasu na twarzy wywołanego przez przymrużone, w obliczu wyglądającego zza chmur słońca, oczy.
Większość grupy była na szlaku przed nami,  kilka osób z tyłu. Nie trzeba było długo czekać a bryle, niczym manna z nieba pojawiły się same. Leżały sobie za jednym z zakrętów, na szlaku i aż dziw, że nikt na nie nie nadepnął, nie mówiąc o ich zauważeniu. Nie dojrzała ich też Dżoana a mnie po prostu rzuciły się w oczy. Nie wiem czy to pozytywna energia moich myśli, czy chorobliwa pedanteria, której nie pasował widok markowych bryli za kilka stów, leżących sobie wśród kamyczków na szlaku. Okazało się też później, że nikt z  idących przed nami tych bryli nie zgubił, a Dżoanka śmiga sobie w szpenerskich okularkach po dziś dzień.

Sytuacja z brylami, z którą można by wiązać działanie sił nadprzyrodzonych,  w drodze powrotnej wywołała małą dyskusję na tematy ponadmaterialne, zahaczywszy nieco o kwestie religijno - lingwistyczne i podobieństwa, ale także różnice brzmieniowe natchnionych ksiąg w języku polskim i słowackim. Okazuje się, że ze zrozumieniem znanych cytatów nikt nie ma specjalnych problemów - zobaczcie zresztą sami:

„Láska zhovieva, je dobrotivá; láska nezávidí; láska sa nechlúbi, nenadúva sa, nechová sa neslušne, nehľadá svojho vlastného, nerozhorčuje sa, nemyslí na zlé, neraduje sa neprávosti, ale sa spolu raduje pravde; všetko znáša, všetko verí, všetkého sa nádeje, všetko nesie trpezlive. Láska nikdy neprestáva“ (1 Korinťanom 13:4-8a). 

Proste - nieprawdaż? No chyba, że w procesie tłumaczenia górę wezmą rozbuzowane hormony, czy skrajnie feministyczne poglądy - to mogą jakieś jaja wyjść,  bo słowackie "Boh je láska" ktoś przetłumaczy na "Bóg jest kobietą", "Boska dziewczyna" czy nawet "Pan jest przystojny"?!
 
Cytowana wyżej "laska" dała znać o sobie nieco później. Pod koniec powrotu do domu - zgodnie z wcześniejszym planem udaliśmy się na basen do Hotelu "Gołębiewski" w Wiśle, żeby zmęczone mięśnie odrelaksować nieco w solankowych kąpielach. Oczywiście Agnieszka wymigiwała się jak zwykle od basenu i postanowiła pod pozorem, że niby jest  głodna zaczekać na nas w Zbójeckiej Karczmie, oddając się rozkoszom podniebienia. Przekabaciła też Jurka, żeby jej towarzyszył i łaskawie mnie i Dżoanie dała godzinę na maczanki w słonych wodach.
"Obieczanki - maczanki" potrwały jednak nieco dłużej, bo zanim dotarliśmy na basen, zaparkowaliśmy auto, opłaciliśmy wstęp, wzięliśmy ręczniki i przebraliśmy się - minęło pół godziny. Godzina na basenie i 15 minut drogi powrotnej dało nam w sumie 105 minut do spotkania  z przepełnioną gniewem Agnieszką.
- Tak się nie robi! Jak ja się z kimś umawiam to jestem punktualna, mogliście zadzwonić,  ja jestem zmęczona i chciałam już być w domu - grzmiała nasza koleżanka, nie biorąc pod uwagę, że my mieliśmy na myśli godzinę na basenie a nie sumaryczny czas oczekiwania na nas.
Siedząc na fotelu obok mnie przypominała nadętego z wściekłości Zeusa trzymającego w rękach gromy.
- O ja pierdzielę, zaraz mnie pożre - pomyślałem, poszukując jakiegoś rozwiązania zaistniałego nieporozumienia. I wtedy mnie olśniło. Wyobraziłem sobie gniew Agnieszki,  przytuliłem go w myślach i wypowiedziałem magiczne słowa: "Kocham Cię gniewie naszej najlepszej organizatorki wyjazdów". Nota bene "Mały Gniew" wydał mi się podobny do "Małego Głoda(u)" z reklamy DANIO i jakoś to myślowe przytulenie straszne wcale nie było.
A potem Moc zaczęła działać. Włączyłem radio. Odbierało słowacką stację prezentującą rock - balladę "11 prikazanie" - posłuchajcie:





Po pierwszych taktach piosenki, gęsta atmosfera zniknęła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki do tego stopnia, że na twarzy Agnieszki pojawił się uśmiech,  na naszych - banany i znalazł się jeszcze czas na szaszłyk w Żorach. Ja - przeżyłem. Nie wiem jak Agnieszka przetłumaczyła sobie tekst "Lásku nezabiješ" - może chciała mnie zabić kijem trekkingowym a tu Elan jej zaśpiewał, że "laską, a więc też kijkiem, nie zabijesz", albo doszła do wniosku, że "laska, czyli kobieta nie zabija" i zrezygnowała z pożarcia mojej osoby. Nieważne dlaczego - ważne, że podziałało. Tak oto moc pokonała siłę, innymi słowy gniew został okiełznany przez wyższe poziomy świadomości.
Jak widzicie, musiałem wybrać się na Słowację, żeby przekonać się, że:
  1. Nie wszędzie ludzie w górach wyglądają tak szaro jak w Polsce.
  2. W życiu nie można mieć wszystkiego, ale jak się człowiek postara lub spotka kogoś życzliwego, to może mieć i za darmo to, czego potrzebuje, nawet jeśli są to markowe bryle.
  3. Na tematy polityczne i religijne nie powinno prowadzić dyskusji, ani interpretować brzmień w obcych językach, bo może to prowadzić do zbędnych nieporozumień w grupie.
  4. Zlaicyzowana Słowacja jest bardziej uduchowiona i postępowa niż nasza ojczyzna, znają tam już bowiem 11 przykaznie.
  5. Słowacki rock jest może nieco śmieszny dla nas - ale całkiem instrumentalnie przyzwoity.
  6. Muzyka łagodzi obyczaje.
Pozdrawiam
Tomek 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz